Bogdan Sobiło
Wielu żeglarzy morskich zna tragiczną historię jachtu „Bieszczady”. Chociaż od staranowania harcerskiej jednostki przez gazowiec „Lady Elena” minęło ponad dwadzieścia lat, to śmierć siedmiu ludzi, odcisnęła piętno w dziejach polskiego jachtingu chyba już na zawsze.
Pływałem „Bieszczadami” tylko raz, ale spotykałem jacht wiele razy, a koleje jego losu zawsze były mi bliskie. Po raz pierwszy zobaczyłem piękny, mahoniowy – jak mi się wtedy wydawało – luksusowy jacht w Świnoujściu jesienią 1984 roku. Armator, czyli Centrum Wychowania Morskiego i Wodnego Głównej Kwatery Związku Harcerstwa Polskiego zorganizowało rejs dla tzw. „trudnej młodzieży”. Chłopcy z „poprawczaka”, pewnie wysłani na morze wbrew swej woli, za nic mieli dyscyplinę jachtową i autorytet kapitana. Jednak sama jednostka robiła wielkie wrażenie. Nasz „Aldis” należący do tego samego armatora wyglądał jak „ubogi krewny”. Podziwiając „Bieszczady”, nie śmiałem nawet marzyć, że już za pół roku staną się moim domem na kilka tygodni.
Kliper siedmiu mórz
W tamtych czasach największą flotyllą jachtów morskich dysponowało wspomniane już CWM. Jednak nie wystarczyło być członkiem harcerskiej drużyny wodnej, by wyruszyć na morze. Chętnych zawsze było kilka razy więcej niż miejsc. Stąd też organizatorzy rejsów i armatorzy mogli tworzyć różnorakie tory przeszkód.
W tym samym czasie Marek Siurawski vel Szyrawski zaczął organizować we współpracy z harcerzami Warsztaty Marynistycze. Brałem udział w kilku zimowych edycjach, które odbywały się w Gdyni. Poznałem tam wiele znaczących postaci, m.in. Janusza Sikorskiego i Andrzeja Mendygrała. Janusz Sikorski był z wykształcenia polonistą, z zawodu dziennikarzem radiowym, a z zamiłowania żeglarzem i blusmenem. W Rozgłośni Harcerskiej Polskiego Radia prowadził popularną audycję „Kliper siedmiu mórz”, która w niedzielny poranek gromadziła przy radioodbiornikach tysiące entuzjastów żeglarstwa.
Zimą 1984/85 Janusz i Marek ogłosili plan Wielkiego Rejsu – wybrańcy mieli popłynąć jachtem „Bieszczady” na cały miesiąc do portów za „żelazną kurtyną” – w Szwecji, Danii, Finlandii i Niemczech Zachodnich. Wielka żeglarska przygoda i na dodatek możliwość zobaczenia innego świata niż szary i byle jaki PRL rozpalały wyobraźnię każdego nastolatka. Jednak jednym z warunków zakwalifikowania się na rejs był udział w cotygodniowym konkursie „Klipra siedmiu mórz”. Pod koniec audycji prowadzący zadawali kilka pytań dotyczących polskiego i światowego żeglarstwa. Należało na nie odpowiedzieć listownie. Ponieważ w tamtym czasie książki żeglarskie czytałem zdecydowanie częściej niż szkolne lektury, nie miałem z tym większego problemu. Jednak finał konkursu miał nastąpić wiosną, czyli po kilku miesiącach, więc udział w rejsie wcale nie był przesądzony. Można się domyślać, że listów z prawidłowymi odpowiedziami trafiało do Polskiego Radia kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset.
Cały materiał przeczytasz w “Jachtingu” 1-2/2023
Fot. arch. zdjęcia ilustracyjne jachtów typu Opal dzięki uprzejmości Stoczni Spider z prywatnego archiwum Tomasza Malinowskiego vel Maliniaka
fot. arch. Wikipedia




