Tawerniane i kubrykowe opowieści morskie pełne są legend, bajd, historii prawdziwych i nieprawdziwych. Mowa w nich o bitwach, sztormach, szalonych rejsach, piratach, żeglarzach i zwykłej tęsknocie za domem. Najczęściej w każdej z nich pojawiają się krwiożerczy kapitanowie, żeglarze i bosmani, którzy nigdy nie są zadowoleni z wykonanej roboty. Chociaż w każdej z tych legend i opowieści jest ziarenko, a nawet dwa, prawdy, to jednak życie na morzu bywa często inne. To ciężka, żmudna i wykonywana nierzadko w trudnych warunkach praca, w dodatku z dala od domu i bliskich ludzi. Morze ma oczywiście swoje uroki, dlatego tak przyciąga. Po latach wspomina się kapitanów tworzących swoją osobowością aurę tajemniczości, jakby posiadali magiczną wiedzę, niedostępną dla zwykłych żeglarzy. Często na żaglowcu czy innej morskiej jednostce dochodzi do zmiany kapitana, który idzie dowodzić gdzie indziej. Fachowcy niższego szczebla zostają jednak na długie lata. Znają statek jak własną kieszeń i przez wiele lat dbają o jego wizerunek, porządek czy techniczne przygotowanie do żeglugi.
Takimi postaciami bez wątpienia są bosmani. Przy dobrej szklaneczce rumu można namówić ich na piękne i dowcipne opowieści o życiu na morzu. Polska flota żaglowców od wielu dekad stale się powiększa. Wraz z jej rozwojem przybywa bosmanów przyczyniających się swoją pracą i wiedzą do tego, by te nasze narodowe srebra lśniły, były sprawne technicznie i przede wszystkim godnie reprezentowały polską banderę. Po latach utworzył się nieformalny panteon, a może nawet salon, bosmanów, którzy zapisali się na kartach polskiego powojennego żeglarstwa. Nie ma na ich temat zbyt wielu artykułów, książek, choć ich opowieści są cytowane, a historie z ich udziałem często opowiadane. Do takiego grona należą bosmani „Zawiszy Czarnego”, „Pogorii”, „Kapitana Borchardta”, „Fryderyka Chopina”, „Generała Zaruskiego”, „Kapitana Głowackiego” czy „Zewu Morza” i „Janka Krasickiego”. Osobną kartę w historii tworzą bosmani „Daru Pomorza”, „Daru Młodzieży”, „Oceanii” czy „Iskry” i wielu innych mniejszych jednostek. Trudno wymienić wszystkich, bo w powojennej Polsce było ich wielu, ale główne miejsca w takim salonie bez wątpienia zajmują: Zenon Cholewiński, Roman Strobel, Henryk Sienkiewicz, Henryk Czerniecki, Piotr Pielesz, Ryszard Muzaj, Andrzej Biernat i wielu innych.
W tym gronie stałe miejsce zapewnił sobie również kpt. Ryszard Rajchel, który 10 lipca 2024 roku opuścił nas i przeniósł się na niebieskie reje, by tam dbać o żaglowce Najwyższego. Rysiu czuł, że jego rejs na ziemi dobiega końca i przed kolejną operacją zdążył jeszcze zadzwonić do swojego przyjaciela i się z nim pożegnać. Wyraził też swoją ostatnią wolę. Zdążył napisać kilka zdań do wszystkich, by dzień później po cichu odejść.
11 stycznia 2013 roku, późnym wieczorem, w Katowicach wsiadłem do autobusu, który miał mnie zawieźć do Genui. W środku była garstka osób, które tak jak ja jechały zamustrować się na „Kapitana Borchardta”. Miał to być mój pierwszy rejs na tym żaglowcu w charakterze oficera. Pomyślałem sobie: „Ale fajnie, tyle miejsca. Będzie można sobie kopytka wyciągnąć”. Poszedłem na tył autobusu, bo było tam niemal zupełnie pusto, tylko jedna kanapa była zajęta. Siedział na niej mężczyzna koło pięćdziesiątki w pomarańczowym berecie, z przewiązaną chustą na szyi. „Niezły aparat” – pomyślałem sobie. Przywitałem się i zająłem swoje legowisko. Wymościłem się wygodnie i miałem ochotę pospać, bo czekała nas cała noc jazdy. Po kilku minutach ów mężczyzna zagadnął mnie: „Skąd jesteś? Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem”. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem mu, że z Opola. Zaśmiał się i powiedział, że ma rodzinę w Opolu i czasami tam bywa. Po chwili przedstawiliśmy się sobie. Kiedy usłyszał, że mam na imię Rysiek, zaśmiał się po raz drugi i z tym szelmowskim uśmiechem od ucha do ucha wygłosił słynną sentencję: „Wszystkie Ryśki to fajne chłopaki, ja też jestem Rysiek”. Wybuchnąłem śmiechem, bo Rysiu powiedział to w taki zabawny sposób.
Fot. arch. autor / Katarzyna Smorzewska / Ryszard Rajchel
Cały materiał przeczytasz w “Jachtingu” 5-6/2024







