Decyzja o „wyprawie” do Szwecji zapadła w 2004 roku. Wtedy „Żagle” opublikowały artykuł o żegludze po Wschodnim Wybrzeżu. Był ilustrowany fantastycznymi zdjęciami i spowodował u mnie nieprzepartą żądzę odwiedzenia tej krainy szkierów. Byłem wówczas współwłaścicielem (do spółki z moim przyjacielem Robertem) Sportiny 595 „Meltemi”. Łódka była dobrze wyposażona w żagle i osprzęt, maksymalnie dobalastowana i sprawdzona w najsroższych mazurskich warunkach. Została doposażona w trochę osprzętu „morskiego” jak kompas, reflektor radarowy czy drobną pirotechnikę. Robert zaakceptował plan i pozostała realizacja.
Rok 1. Tak więc na początku lipca 2005 roku zawiozłem „Meltemi” promem do Nynashamn. Tam została zwodowana. Nie bez problemów. Okazało się, że w Szwecji w niedzielę nie można liczyć na żaden dźwig. Porty ich nie mają, a batvarvy (ang. yacht yard), które zapewniają techniczną obsługę i zimowanie jachtów w niedziele nie pracują. Szczęśliwie w porcie była pochylnia dla przyczepek i z wielką biedą, ale „Meltemi” znalazła się na wodzie. Wraz z pierwszą załogą, którą stanowili syn z dziewczyną, szybko ją otaklowaliśmy i przed 1800 byłem z powrotem na promie. A załoga odbyła rejs do Sztokholmu i z powrotem. Potwierdził on zarówno atrakcyjność akwenów, jak i przydatność na nich naszego okrętu.
Po dwóch tygodniach przychodzi moja kolej. Moja załoga składa się z żony Eli i młodszego syna Kamila (wówczas 6 lat). Naprawiwszy stare Tohatsu wyruszamy do Sztokholmu (48 Mm). Zajmuje nam to bez pośpiechu 2 dni, z noclegiem w pięknej, zacisznej zatoczce Kolnasviken na wyspie Orno. Po drodze podziwiamy nowe dla nas krajobrazy – skaliste i zalesione wyspy i wysepki, wysokie klify, czystą wodę. Jest tam pięknie, i zupełnie inaczej niż gdziekolwiek, gdzie do tej pory żeglowałem.
Sama żegluga wymaga dużej uwagi. Sterczące na powierzchni oraz podwodne kamienie grożą katastrofą w razie pomyłki. Szlak jest jednak dokładnie wyznaczony. Mamy znakomite szwedzkie mapy i GPS-a, dzięki którym niebezpieczeństw udaje się uniknąć. W tym pierwszym sezonie ciągle pomagałem sobie GPS-em i bałem się zejść z wyznaczonego szlaku.
Cały materiał przeczytasz w “Jachtingu” 1-2/2023