Po zeszłorocznym rejsie na „Gedanii” do spełnienia wymagań stażowych na stopień kapitana jachtowego brakuje nam już tylko 100-godzinnego rejsu na wodach pływowych. Dlatego też w tym roku postanowiliśmy naszą coroczną wrześniową wyprawę zrobić wcześniej (by mieć szansę na dobrą pogodę), w sierpniu i na wodach pływowych Morza Północnego lub kanału La Manche. Ponieważ wypływanie 100 godzin podczas standardowego tygodniowego rejsu może się nie udać (wystarczy, że pogoda na jedną lub dwie doby zatrzyma nas w porcie), postanowiliśmy wyczarterować jacht na trochę dłuższy okres – półtora tygodnia. Z pomocą agencji żeglarskiej, za której pośrednictwem od lat czarterujemy jachty na nasze rejsy, udało się znaleźć jacht na dłuższy okres, w holenderskim porcie Yerseke, małym porcie między Rotterdamem a Antwerpią.
Z Warszawy wyruszamy 16 sierpnia rano. Na nocleg zatrzymujemy się w Hanowerze. Mamy rezerwację w małym hotelu, nieopodal dworca kolejowego, w samym centrum miasta. Do hotelu docieramy po południu i po zalogowaniu się, ok. 1700, idziemy obejrzeć miasto. Centrum Hanoweru to współczesne budynki, ale udaje nam się dojść do starówki. Składa się ona z kilku uliczek z kamieniczkami z muru pruskiego. Na starym mieście zjadamy późny obiad i przemierzając nieśpiesznie kolejne uliczki, wracamy do hotelu. Następnego dnia ruszamy do Holandii, do Yerseke. Po drodze, już w Holandii, zaglądamy na jedzenie do Bergen, a dokładniej: do Bergen op Zoom. Do mariny w Yerseke przyjeżdżamy o 1500, razem z resztą załogi, która dojechała z południa Polski.
Przejęcie jachtu w bazie czarterowej przebiega sprawnie i o 1700 jesteśmy gotowi do żeglugi. Aby wyjść na morze, musimy przejść kanałem Zuid-Beveland do Skaldy, która u ujścia kanału jest już szerokim rozlewiskiem. Na wyjściu śluzy na Skaldzie powinniśmy być podczas wysokiej wody, by potem iść do morza na prądzie wychodzącym. Według publikacji nautycznych (niezastąpiony Reeds!) wysoka woda będzie przed 0500. Aby być na czas na Skaldzie, wyjście z mariny planujemy na godzinę 0200 w nocy. Ponieważ to za chwilę, idziemy wcześniej spać, by przespać się przynajmniej 3 godziny.
Pobudka o 0130 i zgodnie z planem o 0200 wychodzimy z Yerseke. To będzie długi dzień. O ile basen portowy jest przestronny, to wyjście z portu jest wąskie i zaraz po minięciu główek portu trzeba od razu pod kątem prostym skręcić w lewo na wąski tor, gdyż inaczej można wejść na mieliznę (osuch). Co prawda tor jest oznaczony bojami, ale nie mają one świateł i po ciemku prawie ich nie widać. Idziemy więc powoli, wypatrując kolejnej boi torowej i wspomagając się mapą elektroniczną. Po niecałej godzinie wchodzimy w kanał Zuid-Beveland. Jest na nim kilka mostów (mają jedno podnoszone przęsło). Przed każdym z nich wywołujemy radiem obsługę i prosimy o otwarcie danego mostu. Trzeba zazwyczaj poczekać kilka minut na zamknięcie ruchu kołowego i most się podnosi, a my przechodzimy pod nim i idziemy dalej. W kanale mijamy się z dwoma dużymi barkami i dochodzimy do śluzy na końcu kanału. Kontaktujemy się ze śluzą przez radio i dostajemy zgodę na wejście do komory. Wchodzimy i cumujemy na biegowo do ściany. Śluza podnosi nas o około 1,5 metra w górę i gdy otwierają się drugie wrota, wychodzimy na Skaldę. Ponieważ jest noc, przemieszczamy się według świateł boi toru wodnego. Idziemy skrajem toru, gdyż jest to prowadzący do Antwerpii bardzo ruchliwy szlak wodny, po którym porusza się dużo wielkich statków. Co chwilę jakiś nas mija lub wyprzedza.
Całą relację z tego rejsu Sławka Michałowskiego przeczytasz w Jachtingu 1-2/2024






