Sławek Michałowski
Ostatni raz w Chorwacji pływaliśmy jeszcze przed pandemią COVID-19. Było to w maju 2019 roku. Potem pandemia zatrzymała świat. Gdy już można było tam jeździć, obowiązywały jeszcze testy, co ograniczało swobodę czasową rejsu. Tak więc w latach popandemicznych żeglowaliśmy w majówki po Bałtyku. Ale w 2023 roku nic już nie stało na przeszkodzie, by majówkę spędzić w Chorwacji. Dodatkowym argumentem „za” był układ dni wolnych: 1 i 3 maja wypadały w środku tygodnia. Dlatego też nie zastanawialiśmy się długo. Na początku roku podpisaliśmy umowę czarteru i skompletowaliśmy załogę.
Wreszcie nadszedł ten dzień i w piątek 28 kwietnia ruszyliśmy do Chorwacji. Z Warszawy wystartowaliśmy około godziny 1500. Jechaliśmy na dwa samochody, gdyż załoga liczyła osiem osób. Jechaliśmy jak zwykle do Czech, do Mikulova przy granicy austriackiej, gdzie mieliśmy zaplanowany nocleg. Droga była dobra, od zjazdu pod Łodzią z autostrady A1 do Czech cały czas jechaliśmy autostradą A2. Szybka i wygodna podróż. Do Mikulova dotarliśmy około 2200. Na parkingu hotelowym były same polskie rejestracje. Po ulokowaniu się w dwóch pokojach zeszliśmy jeszcze na moment do kawiarni hotelowej. Nie siedzieliśmy długo, lecz położyliśmy się zaraz spać.
W sobotę około godziny 0700 wyruszyliśmy w dalszą drogę. Z Czech wyjeżdżaliśmy w strugach deszczu. Także w deszczu, ale coraz mniejszym, dojechaliśmy do Wiednia. Potem mieliśmy już tylko słońce. Przejazd do Chorwacji przebiegał bez problemu. Ponieważ Chorwacja jest już w strefie Schengen, nie było żadnego korka na granicy. Po prostu wszystkie granice przejechaliśmy bez zatrzymywania. Do mariny Zaton obok Sibenika dotarliśmy około godziny 1600. Ja, Jarek i Weronika odebraliśmy jacht. Pozostała część załogi (dwaj Piotrowie, Gosia, Julka i Krzysiek) robili w tym czasie zakupy rejsowe w niedalekim supermarkecie. Odbiór jachtu przebiegł sprawnie, ale zajął trochę czasu. Jacht był czysty i w bardzo dobrym stanie technicznym, ale oczywiście przeszliśmy całą naszą listę kontrolną. O godzinie 2000 był już odebrany, zakupy zrobione i zasztauowane. W trakcie kolacji zrobiłem odprawę bezpieczeństwa, a potem zmęczeni podróżą położyliśmy się spać.
Niedziela powitała nas pięknym słońcem. Z portu chcieliśmy wyjść jak najwcześniej, ale jeszcze bosman instalował na jachcie naprawioną szprycbudę (zszyte rozdarcie). W tym czasie zrobiliśmy załodze ćwiczenia z zakładania kamizelek ratunkowych oraz użycia pasów bezpieczeństwa. Z mariny Zaton odpłynęliśmy około godziny 1000. Mijając Sibenik, zjedliśmy śniadanie w kokpicie. Weszliśmy w kanał, przeszliśmy obok twierdzy Świętego Mikołaja, a następnie, idąc wzdłuż wyspy Zlarin, wyszliśmy na pełne morze.
Fot. arch. Sławomir Michałowski, Weronika Michałowska, Piotr Sajdakowski
Cały materiał przeczytasz w “Jachtingu” 3-4/2023








